Często przyglądam się zachowaniu dzieci i młodzieży. Nikogo oczywiście nie mam zamiaru oceniać, czy też krytykować. Mam jednak ochotę spojrzeć z perspektywy upływającego czasu, na różnice zachowań rysujące się na przestrzeni około pięćdziesięciu lat.

            Lata pięćdziesiąte, a więc poprzednie stulecie, cechowało się wyraźnie sprecyzowanym modelem rodziny silnej Bogiem. Ojczyzna, którą należało odbudowywać ze zniszczeń dawała możliwość ukształtowania odpowiedzialności i troski o losy kraju. Po długich latach okupacji i obaw o przetrwanie, wyraźnie cieszono się wolnością i doceniano ją; była fundamentem radości, entuzjazmu i zapału, tak bardzo potrzebnego do budowania przyszłości. Angażowano się w najtrudniejsze zadania, chociażby odbudowa kraju ze zniszczeń. Po ciężkich doświadczeniach utraty najbliższych, członkowie rodzin byli ze sobą bardzo mocno powiązani uczuciowo, co odzwierciedlało się w wzajemnym szacunku.

           Największym autorytetem w rodzinie byli dziadkowie i to oni brali czynny udział w kształtowaniu postaw młodych ludzi. Z czasem, szczytem ambicji stało się posiadanie samodzielnych mieszkań, co spowodowało okrojenie modelu rodziny z trzech, do dwóch pokoleń. Rodzina osłabiła się. Osłabiona brakiem filaru jakim byli dziadkowie utrzymujący poprawne stosunki rodzinne, zaczęła podupadać. Osłabiały się więzi rodzinne chociażby z powodu różnych miejsc zamieszkania. Przestała też wystarczać praca głowy rodziny; matki musiały masowo podejmować pracę aby zapewnić godne warunki życia. Dzieci, zamiast cieszyć się miłością rodziców i dziadków, wychowywały się w żłobkach, potem w przedszkolach, pozbawione ciepła rodzinnego i miłości. Potem szkoła; sama w sobie nie była zagrożeniem, ale dawała możliwość nieodpowiednich kontaktów. Pośpiech walka o stanowisko, dobrą pracę, wysoki lub w miarę godziwy standard życia, niestety mają swoją cenę. Brak oparcia w rodzinie, której celem jest zaspokajanie źle pojętych ambicji, spowodowało ucieczkę dzieci i młodzieży w dorosłość. Brak autorytetów i godnych do naśladowania wzorców, spowodowało zagubienie się w mrokach życia i skierowanie się na tory prowadzące w ślepy zaułek. W takiej sytuacji zrywały się ostatnie ogniwa więzi rodzinnych. Nie mogąc liczyć na miłość i troskę rodziców, stawiają na siebie.

            Młodzież szuka; usiłuje poddać się reanimacji lecz nie znajduje lekarstwa. Powinna nim być zdrowa rodzina, potrafiąca wskazać odpowiednią drogę.

            Temat, który poruszyłam jest bardzo szeroki i trudny. Nie sposób rozwinąć go we wszystkich kierunkach, bo z pewnością powstałaby wtedy obszerna książka. Starałam się jedynie zarysować kształt tak bardzo ważnego problemu. Trudno doszukiwać się winnych powstaniu tego zjawiska, jednak można powiedzieć, że wina jest zawsze po środku i składa się na nią wiele czynników. Z pewnością duży wpływ na niekorzystne zmiany w modelu rodziny miało zapatrzenie się w amerykański styl życia i uznanie go za godny naśladowania. Pseudo wolność okazała się kataklizmem, który dokonał długotrwałych zniszczeń. Chcąc zatrzymać machinę zniszczeń, potrzeba wielu lat pracy nad zmianą przede wszystkim myślenia i sposobu dobierania wzorców.

            Prawdą jest, że w każdym pokoleniu istniał problem dotyczący podziału młodzieży na dobrą i złą. Nigdy nie było tak, że była tylko zła lub tylko dobra. Można jednak wyraźnie zauważyć, że tam gdzie inwestuje się zwłaszcza w budowanie zdrowej rodziny, gdzie autorytetem i wzorem są wyższe wartości moralne, właściwie ten problem prawie nie istnieje.

Oczywiście każda reguła ma wyjątki i czasem bywamy zaskoczeni. Wcale nie jest tak, że wszystkiemu jest winna tylko młodzież. Wszyscy musimy się zmieniać i usiłować za wszelką cenę inwestować w młodych ludzi, bo warto. Od tego przecież zależy kształt naszej przyszłości.